poniedziałek, 20 stycznia 2014

WRÓCIŁAM :D

Biorąc prysznic wpadłam na pewien pomysł :D
Reaktywuję bloga, ale nie będzie taki jak wcześniej. Pomyślałam, że to WY będziecie go tworzyć :) Może to nie wypalić, ale mam nadzieję, że jednak wyjdzie :)
Chodzi o to, że to Wy będziecie pisać rozdziały. Zaczniemy zupełnie nową historię Leonetty, Jortini, Dieletty czy kogo tam chcecie :) Do soboty każdego tygodnia możecie przysyłać mi kolejne rozdziały, a ja wybiorę jeden i go opublikuję. W następnym tygodniu będzie kontynuacja poprzedniego i tak w kółko :)
W tym tygodniu do 20.00 w sobotę czekam na Wasze prologi. 
W postach możecie dawać zdjęcia i co Wam się tylko podoba, ja będę wprowadzała jedynie drobne korekty, jak przecinki czy coś XD
Prace możecie przysyłać na email: hania.lewandowska@gazeta.pl
Myślicie, że wypali? :)
Powodzenia i całuski :*


sobota, 21 września 2013

Mam problem... [EDIT]

Więc tak, nie mam pojęcia, jak przenieść posty do zakładki XD
Może to śmieszne, ale tak jest, więc ten blog będzie istniał dalej, a na opowiadanie o wampirach utworzę nowy. 
Nie śmiać się :D

Ja to jednak jestem rozgarnięta ;p
Tu macie link do opowiadania o wampirach: http://elena-damon-stefan-love.blogspot.com/
Będzie mi bardzo miło, jak wpadniecie :)

Rozdział 50

Leon
Co ona tu robi?! Miała siedzieć w więzieniu! Dlaczego psuje najważniejszy dzień w moim życiu? Takie myśli przewijały mi się w głowie. Jak dobrze, że German na wszelki wypadek załatwił trzech ochroniarzy.
- To JA będę panią Verdas, a nie ona... 
Czułem, że Violetta cała się trzęsie. W sumie nie dziwne. Clara wyrządziła jej wiele złego. Do ogrodu weszło trzech osiłków i zaciągnęli blondynkę do radiowozu, który właśnie przyjechał. Mam nadzieję, że tym razem zamkną ją w psychiatryku. Po dziesięciu minutach uspokoiliśmy się na tyle, żeby dokończyć ceremonię.
- A więc ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Uśmiechnąłem się do mojej ukochanej i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Goście zaczęli bić brawo. Nasi rodzice płakali, a Viola miała oczy jak dwie gwiazdki. Przyjaciele gratulowali nam i życzyli szczęścia i wielu dzieci. Pół godziny później wszyscy bawili się w najlepsze. Na scenę weszli moi rodzice.
- Chcemy ogłosić, że odchodzimy na wcześniejszą emeryturę, a naszą firmę przekazujemy Violettcie i Leonowi.
Wziąłem moją żonę za rękę i doszliśmy do rodziców. Wyściskaliśmy się, podziękowaliśmy i znów zaczęliśmy się bawić. O północy wjechał ogromniasty tort. Potem Violcia rzucała welonem. Wygrała Cami, a moją muchę złapał Maxi. O 4 nad ranem postanowiliśmy iść do sypialni. Violetta była wykończona. Przeprosiliśmy gości i poszliśmy do siebie.
- I jak się czuje pani Verdas?
- Trochę zmęczona, ale poza tym cudownie - uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Przebraliśmy się i położyliśmy. Nie mogłem liczyć na prawdziwą noc poślubną, ale nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze, że miałem przy sobie moją żonę. Wtuliła się we mnie i zasnęła od razu. Ja patrzyłam na nią jeszcze kilka minut i również zasnąłem. Rano obudziły mnie jakieś szmery. Wstałem tak, żeby nie obudzić Violi i wyszedłem na korytarz. Nasi goście zbierali się do wyjścia.
- Nie chcemy wam przeszkadzać - wyjaśniła Lara.
- Ja cały dzień i całą noc będę u Cami i Maxiego - powiedziała Lu i puściła do mnie oczko. No tak, dzisiaj mój ostatni dzień z Violetta przed wyjazdem w trasę... Pożegnałem przyjaciół i poszedłem zrobić śniadanie. Przygotowałem omlety i sałatkę owocową. Wziąłem tacę i poszedłem do sypialni. Viola jeszcze spała. Postawiłem  tacę na stoliku obok łóżka i położyłem się przy ukochanej. 
- Dzień dobry kochanie - szepnąłem jej na ucho i pocałowałem w policzek. Ona coś mruknęła pod nosem i uśmiechnęła się. - Czy moja królowa ma ochotę na śniadanko?
- Tak... - odwróciła się i pocałowała mnie namiętnie. Usiadła wygodnie, a ja podałem jej talerz. Jedliśmy powoli, bo nigdzie nam się nie śpieszyło. O 11 ubraliśmy się i wyszliśmy z Vilu i Leosiem na spacer. Bardzo urosły przez ostatni czas. Chodziliśmy po parkach i ciasnych, ale uroczych uliczkach. Cały czas trzymaliśmy się za ręce. Ludzie, którzy nas mijali uśmiechali się do nas. Kwiaciarz dał Violi róże. Spacerowaliśmy tak jakieś dwie godziny. Planowaliśmy naszą wspólną przyszłość. Ustaliliśmy, że jeśli będziemy mieli córkę nazwiemy ją Maria, a syna Pablo. Myśleliśmy o naszej podróży poślubnej, w którą pojedziemy za pół roku. Zatrzymaliśmy się przy fontannie i spuściliśmy pieski ze smyczy. Siedzieliśmy tak jakieś pół godziny i postanowiliśmy wrócić do domu. Zostawiliśmy psy i wsiedliśmy do samochodu. Najpierw pojechaliśmy do sklepu i kupiliśmy ubranka, talerzyki, kubki, smoczki... Generalnie wszystko co jest potrzebne dla dzieci. Spakowaliśmy zakupy do bagażnika i pojechaliśmy za miasto. Jechaliśmy całą godzinę. Viola całą drogę się śmiała i trajkotała o najróżniejszych rzeczach. W końcu byliśmy na miejscu.
- Gdzie jesteśmy?
- Zaraz się dowiesz - uśmiechnąłem się tajemniczo. 
Szliśmy krętą ścieżką, a dookoła był las. Viola wciąż się mnie wypytywała, gdzie idziemy, ale milczałem jak grób. Po piętnastu minutach byliśmy u celu. Przed nami było jezioro, wokół nas - las. Nie było tu nikogo. Tylko zwierzęta leśne. Violetta była zachwycona. Rzuciła mi się na szyję i powiedziała.
- Tu jest cudownie. 
Zdjąłem bluzę i usiedliśmy na niej. Szkoda, ze nie wziąłem żadnych kanapek. Po kilkunastu minutach Violi zaczęło burczeć w brzuchu. Poczułem się winny, a ona tylko się uśmiechnęła i wyjęła dwa batoniki z torebki. 
- Skąd ty...?
- No... Lubię sobie czasem coś przegryźć między obiadem a kolacją - zaśmiała się. Zjedliśmy przekąskę i znów poszliśmy się przejść. Znaleźliśmy się przy pomoście, usiedliśmy na nim i moczyliśmy sobie nogi w jeziorze. Viola położyła głowę na moim ramieniu i cicho westchnęła.
- Ta chwila mogłaby się nigdy nie kończyć.
- Kocham cię kochanie.
- Ja ciebie też Leoś. Nawet bardzo.
Siedzieliśmy tak kilka godzin i rozmawialiśmy. Zaczęło robić się zimno.
- Nie - spojrzałem na nią zdziwiony. - Zaczekajmy do zachodu słońca - wyjaśniła. Uśmiechnąłem się i założyłem jej moją bluzę na ramiona, żeby nie zmarzła. Watro było na to popatrzeć. Woda zaczęła się jeszcze bardziej błyszczeć, a słońce wyglądało, jakby się nadziewało na drzewa. 
- Violu, musimy iść. Nie mamy latarki, a niefajnie by było, gdybyśmy się zgubili.
Przytaknęła mi i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po dwóch godzinach byliśmy znów w naszym domu. Viola usiadła na krześle w kuchni, a ja robiłem kolację. Potem zjedliśmy ją w blasku świec. Przebraliśmy się  i wyruszyliśmy na wieczorny spacer. Wszędzie pełno było światełek. Nie tylko my wybraliśmy ten wieczór na romantyczny spacer. Co chwili wpadaliśmy na jakieś zakochane pary. Zauważyliśmy nawet Larę i Diego, ale nie chcieliśmy im przeszkadzać. Po chwili zaczęło kropić. Byliśmy już na naszej ulicy, kiedy zaczęło lać jak z cebra. Zatrzymaliśmy się w ogrodzie przy naszym domu. Viola spojrzała na mnie i mnie pocałowała. Potem weszliśmy do domu się osuszyć. Gdy moja małżonka się przebierała w suche ubrania, ja włączyłem komedię. Violetta przyszła do salonu i wtuliła się w mój tors. Przykryłem nas kocem i zaczęliśmy oglądać film. Był przekomiczny. O 2 w nocy poszliśmy spać. 

Następnego dnia
- Na pewno wszystko spakowałeś? 
- Tak.
- Koszule też?
- Tak Violu, wszystko mam.
- No dobrze, to jedziemy. 
Wsiadłem do samochodu. Viola usiadła obok, a Ludmi z tyłu. Pół godziny później byliśmy na lotnisku. Przed odprawą odwróciłem się do Violi. Miała łzy w oczach.
- Jestem z ciebie taka dumna - szepnęła. - Będę tęsknić. Obiecaj, że codziennie będziesz dzwonił...
- Obiecuję kochanie. Też będę tęsknił - przytuliłem ją mocno i pocałowałem namiętnie. - Trzymaj się maluchu i dbaj o mamusię - powiedziałem i pogłaskałem brzuch Violetty. - Do zobaczenia Lu! - odwróciłem się i ruszyłem w stronę samolotu. Sprawdzono moje dokumenty i po chwili siedziałem na pokładzie. 
- Kocham cię Violetto - powiedziałem i samolot wystartował. Całą drogę walczyłem ze łzami. Nie myślałem, że spełnianie marzeń tak boli. Ale z drugiej strony, podejmując naukę w Studio nie myślałem, że spotkam tak wspaniałą osobę, jaką jest Violetta. 
- Prosimy zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania.
Pół godziny później siedziałem już w limuzynie, a mój nowy manager tłumaczył mi co mnie czeka.

2 miesiące później
Kolejny koncert. Dzisiaj śpiewam w Nowym Yorku. Wchodzę na scenę i widzę milion świateł i tysiące ludzi. Słyszę jak krzyczą moje imię i piszczą na mój widok. Jednak gdy zaczynam śpiewać, mam przed oczami tylko i wyłącznie moją Violettę. 
- A teraz zaśpiewam piosenkę, którą dobrze znacie. Dedykuję ją najważniejszej osobie w moim życiu - Violettcie. 
Zacząłem śpiewać Voy por ti. Zawsze śpiewam ją dla Violi. Po dwóch godzinach zszedłem ze sceny. Miałem 10 nieodebranych połączeń od Violetty. Zadzwoniłem do niej.
- Cześć skarbie.
- Leon, to ja Ludmi.
- Coś się stało?
- Nie... Tak... Violetta zaczyna rodzić.
Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Za kilkanaście minut będę ojcem. Musze do niej jechać.
- Za trzy godziny będę na miejscu.
- Leon...
Rozłączyłem się i poszedłem się kłócić z producentami. Ostatecznie godzinę później siedziałem w prywatnym samolocie Marottiego. Na lotnisku wyskoczyłem z pokładu i pobiegłem do limuzyny. Po chwili byłem już przy szpitalu. 
- Gdzie leży Violetta Verdas?
- A pan jest...
- Jej mężem.
- Sala numer 23.
Pobiegłem tam nie zwracając uwagi na ludzi szepczących: "To Leon Verdas!". Pod salą siedziała Ludmiła i German.
- Już?
- Tak - powiedział uśmiechnięty teść.
- Mogę...?
- Jasne.
Wszedłem do sali. Viola leżała w łóżku. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Czy ja śnię?
- Nie skarbie. Jestem tu - pochyliłem się i złożyłem na jej ustach pocałunek.
- Widziałam twój występ w Rio - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. 
- Jak się czujesz?
- Wspaniale.
- A gdzie?
- Tam leżą - wskazała na łóżeczko, a ja poczułem łzy w oczach.
- Chwila. Powiedziałaś "leżą"?
- Tak... Maria i Pablo.
- Bliźniaki?
Podszedłem do łóżeczka i zobaczyłem dwie malutkie istotki. Były takie maleńkie... 
- Mogę...?
- No oczywiście. W końcu to woje dzieci.
Wziąłem jednego z bobasów na ręce. Był tak malutki, że bałem się, że go zgniotę. Otworzył oczy. Były tak brązowe jak oczy mamy. Uśmiechnąłem się do niego.
- To jest twój syn - usłyszałem głos Ludmi. Potem zrobiła nam zdjęcie
 Następnie wziąłem drugie dziecko. Moją córeczkę. Ona też otworzyła oczka. Te z kolei były zielone. Jak moje. Ludmi znów zrobiła nam zdjęcie.
- Jestem taki szczęśliwy - powiedziałem. Marię położyłem obok Violi, a Pablo wziąłem na ręce i usiadłem obok łóżka. - Będziemy najszczęśliwszą rodziną na świecie. Obiecuję.
- Wiem Leoś. Kocham was wszystkich.
- Ja też was kocham.
Gdy to mówiliśmy Lu zaczęła płakać. 

Następnego dnia
- Ja. Nie. Jadę. W. Trasę. - powiedziałem po raz kolejny.
- Ale Leon...
- Nie Marotti. Mam rodzinę na utrzymaniu. Nie mogę teraz wyjechać. Rozumiesz?
- Rozumiem - westchnął. - Jesteś pewny, ze to twoja ostateczna decyzja?
- Tak.

Pół roku później
- Leon, podaj mi ścierkę. Pablo znów nachlapał zupą. Nie rozumiem, dlaczego chce koniecznie używać rąk do jedzenia...
- Jest taki sam jak twój mąż - wyjaśniła moja mama. - On też zaczynał jeść rękami. 
Zaśmiali się wszyscy oprócz mnie.
- Bardzo śmieszne. 
Nasz damo był w tym momencie jakimś żłobkiem. Viola i moja mama karmiły Marię i Pablo, Lara karmiła, a raczej próbowała nakarmić Melanię, swoją córkę, Fran i Marco usypiali Ruggero, a Ludmiła bawiła się z Leną. Cami jest w piątym miesiącu ciąży i jak na razie rozpieszcza nasze dzieci. Jest urodzoną ciotką. Z każdym ma zdjęcie. U nas na półce stoją jej zdjęcia z:
 Marią
i Pablo.
W końcu wszystko zaczęło nam się układać. Nasi przyjaciele są szczęśliwi. Ludmi poznała Samuela. Zakochali się w sobie od razu. Nasi rodzice mają się świetnie, a mi i Violi nikt już nie przeszkodzi w tworzeniu szczęśliwej rodziny.

~.~
- I co było potem? - zapytała zniecierpliwiona Megan.
- Potem był ślub Ludmiły i Samuela, Cami urodziła Nicolasa i wszyscy w końcu byli szczęśliwi i nikt im się więcej nie wtrącał w życie - dokończyła Violetta.
- Babciu, to prawda?
- Ale co?
- To co opowiedział dziadek.
- Wszystko prawda - powiedziała Violetta i uśmiechnęła się do mnie. Mimo tych wszystkich lat, wciąż jest olśniewająco piękna. - Jeśli chcesz to możemy iść teraz do parku. Pokażemy ci ławkę, na której się pierwszy raz pocałowaliśmy.
- Tak chcę! Mamo, idę z babcią i dziadkiem na spacer!
Wyszliśmy z domu. Maria została ze swoim mężem, a my poszliśmy do parku.
- To ta ławka - powiedziałem. 
Megan popatrzyła, dotknęła jej i spojrzała na nas. 
- Idę się pobawić - uśmiechnęła się i pobiegła.
My usiedliśmy na ławce, spojrzeliśmy sobie w oczy i pocałowaliśmy się delikatnie. Po tych wszystkich latach wciąż czułem się tak, jakbyśmy całowali się po raz pierwszy.
- Kocham cię Violetto.
- Ja ciebie też Leonie.

THE END


Może być? Ja jestem zadowolona :)
Mam nadzieję, ze Wam też się spodobało
i że będziecie też czytali bloga o wampirach :)
To opowiadanie zostanie przeniesione do zakładki "OPOWIADANIE O VIOLETTCIE"
A tu już wieczorem pojawi się prolog nowej historii

piątek, 20 września 2013

Rozdział 49

Następnego dnia
Ludmiła
Znalazłam już dom, w którym zamieszkam. Jednak postanowiłam mieszkać z Violettą, dopóki Leon nie wróci z trasy. Nie mogę jej zostawić samej. Tym bardziej, że już jutro jej ślub. Wszystko jest już gotowe i dopięte na ostatni guzik. Viola siedzi ze mną w kuchni i cała się trzęsie. Nie tylko z nerwów. 
- A co jeśli...
- Violetto, wszystko będzie dobrze - uspokoiłam ją. Od pół godziny wymyśla, że coś pójdzie nie tak: potknie się o suknię, wpadnie w tort albo przewróci się na parkiecie. Jest niemożliwa. 
- Ale...
- Violu, patrz mi na usta: Wszystko się uda. Zaufaj mi - uśmiechnęłam się. - Która godzina?
- 18.49, a co?
- Nic... - planowałam dla Violi niespodziankę. 

Maxi
Nie wierzę, że Leon dał się  namówić na wieczór kawalerski. Myślałem, że nie zostawi Violetty, ale z drugiej strony ma Ludmiłę. A jeszcze dziwniejsze jet to, że moja Cami sama mnie wyganiała z domu... One coś knują... No nie ważne. Najważniejsze, że mogę spędzić trochę czasu z kumplami. Najpierw poszliśmy na kręgle. Godzinę później dumny Fede szedł ulicą i chwalił się:
- A widzieliście jak moja kula...
- TAK - powiedzieliśmy chórem. 
- Idziemy teraz do mnie? - zapytał Diego. - Lara poszła do Cami.
Ruszyliśmy w stronę jego domu. Weszliśmy do salonu i zobaczyliśmy napis na prześcieradle: Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia Leoś!!!
- Ej!
- CO?
- Tylko Viola ma prawo mówić na mnie Leoś...
- Oh, ale z ciebie baba - zaśmiał się Marco. 
Po pięciu minutach stół był zastawiony puszkami piwa i paczkami chipsów. Leon powiedział, że wypije tylko jedno, bo chce być przytomny biorąc Violę za żonę. Ja też nie planowałem pić dużo, bo Camcia by mnie zabiła... Marco nie pije w ogóle, ale Diego i Fede nie żałowali sobie. Włączyliśmy mecz i już w 20 minucie Każdy z nich miał za sobą trzy puszki. 

Violetta
Ludmi siedzi jak na szpilkach. Cały czas zerka na zegarek i coś mamrocze pod nosem.
- Powiesz mi o co chodzi?
Zanim usłyszałam odpowiedź, rozległ się dzwonek do drzwi. Lu rzuciła się na nie jak dzika i po chwili do dimu wpadły moje przyjaciółki i balonami i paczkami. 
- Angie! Jak dobrze cię widzieć - ostatnio widziałam ją w łóżku szpitalnym po wypadku.
Usiadłyśmy w salonie i Tini wpięła mi welon we włosy.
- To zaczynamy wieczór panieński! 
Śpiewałyśmy, tańczyłyśmy i robiłyśmy sobie zdjęcia










Kocham je! Ciesze się, że mogę spędzić ten czas z nimi.
- To teraz prezenty - ucieszyła się Fran. - Najpierw mój!
Otworzyłam i zobaczyłam... urocze śpioszki.
- Och, Fran... są śliczne!
- Teraz ja! - zawołała Lara. Od niej dostałam, a właściwie mój maluszek dostał wielkiego miśka pluszowego. Od Angie dostałam komplet ręczników, od Cami huśtawkę dla dziecka, od Naty trzy pary bucików, a od Tini ramkę na zdjęcie i Dziennik mamy i dziecka. Były tam różne rubryczki, np. "Mój pierwszy ząbek", "pierwsze słowo" itp. 
- Dziewczyny, jesteście niesamowite!
Resztę wieczoru przegadałyśmy. Położyłyśmy się spać o 2 w nocy. Siedziałybyśmy dłużej, ale musimy się wyspać. Jutro ważny dzień...

Dzień ślubu Leonetty
Od rana w moim domu panuje totalny chaos. Ktoś cały czas wchodzi albo wychodzi. Doszło do tego, że drzwi wypadły z zawiasów. Maxi i Fede je założyli, ale już cały czas są otwarte. Angie, babcia i tata na zmianę płaczą i się śmieją, a ja powoli zaczynam się hiperwentylować. Już za dwie godziny będę panią Verdas. Lara i Fran zaciągnęły mnie do łazienki. Lara zaczęła układać mi włosy, a włoszka zajęła się moim makijażem. Po godzinie wyglądałam lepiej niż kiedy kiedykolwiek. Nie wiem jak, ale po chwili znalazłam się w swojej sypialni i Cami i Naty zaczęły zakładać mi sukienkę. Na końcu Tini wpięła mi welon, a Angie założyła mi na nogę niebieską podwiązkę wyściskały mnie obie i zostałam tylko z Larą, która jest moją druhną.
- Denerwuję się...
- Będzie dobrze - uśmiechnęła się. Do pokoju wszedł tata. W oczach miał łzy.
- Tato, nie płacz, bo ja zaraz zacznę ryczeć!
- To ze szczęścia... Tak szybko dorosłaś.... Jeszcze niedawno uczyłem cię chodzić, a teraz ty będziesz mamą... A skoro o tym mowa, mama byłaby bardzo szczęśliwa. Co ja gadam, ona jest szczęśliwa. Nasza mała Violcia bierze ślub... No chodź tu do mnie.
Tuliliśmy się jakieś pięć minut.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale musimy już iść - powiedziała Lara. 
Gdy zeszłam na dół, poprawiła mi jeszcze sukienkę i dała bukiecik. Wzięłam tatę pod rękę i ruszyliśmy do ogrodu. Ustawione były rzędy krzeseł, a po bokach stoły. Orkiestra zaczęła grać i ruszyliśmy czerwonym dywanem. Dookoła nas porozwieszane były białe i czerwone balony. Myślałam, że serce mi wyskoczy z piersi, ale w pozytywnym sensie. Byli tu wszyscy moi najbliżsi. Moi przyjaciele. A przede mną stał mężczyzna mojego życia. Spojrzałam na tatę, a on patrzył na mnie z dumą. Miałam wrażenie, że idziemy tak całą wieczność, ale w końcu poczułam na dłoniach rękę mojego ukochanego. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam mnóstwo miłości i czułości. Uśmiechnęłam się do niego i rozpoczęła się ceremonia.
- Czy ty, Leonie bierzesz sobie Violettę za żonę?
- Tak - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Czy ty, Violetto bierzesz sobie Leona za męża?
- Tak - poczułam łzy szczęścia. Za moment będziemy małżeństwem...
- Kto jest przeciwny temu związkowi niech powie to teraz albo zamilknie na wieki... A więc ogłaszam was mężem i żo...
- NIE ZGADZAM SIĘ!!!!


******
Jak myślicie, kto to? 
Mam nadzieję, że się Wam podoba :)
Już jutro 50 (i ostatni) rozdział...
Będzie w nim opowiadał Leon :)
I na koniec dziękuję Wam za ponad 10300 wejść :*
KOCHAM WAS <3

środa, 18 września 2013

Informacja

Postanowiłam, że zakończę tego bloga 50 rozdziałem. Była to trudna decyzja, ale myślę, że dobra. I nie proście mnie, żebym pisała dalej... Na miejsce tego bloga, będę pisała o bohaterach z Pamiętników Wampirów...
To chyba tyle chciałam napisać... Nie usunę tego opowiadania, bo zbyt wiele pracy mnie kosztowało napisanie tego wszystkiego, żeby to teraz usuwać ;p
Więc rozdział 49 pojawi się w piątek, 50 w sobotę, a od niedzieli zupełnie nowa historia z innymi bohaterami :)

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 48

Leon
To, co teraz powiem na pewno ucieszy Violettę. Chociaż z drugiej strony boję się, że mi nie wybaczy. Zachowałem się okropnie okłamując ją. Muszę ją jakoś przeprosić. 
- Coś się stało? - zapytała bez emocji. Jak ja mogłem ją tak zranić?!
- Przeszedłem do finału programu. Razem z Cami. 
Na chwilę na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech, ale zaraz potem znikł. 
- Myślałam, że nie chcesz brać udziału w reality.
- Jestem ci coś winny.
- Leon, jeśli nie chcesz wygrać, to zrezygnuj. Nie chcę żebyś przeze mnie był nieszczęśliwy. 
- Violetto...
- Nie. Rób co chcesz. Już powiedziałam, że nie będę cię do niczego nakłaniała. To twoja decyzja - powiedziała i poszła do sypialni. Czułem się jeszcze gorzej niż przed rozmową, a Ludmi wcale mi nie pomagała.
- I co się tak patrzysz?
- Jesteś palantem.
- Serio? Nie zauważyłem.
- Kochasz ją?
- Oczywiście, że tak!
- Zależy ci na niej?
- Wiesz, że tak.
- To zrób coś! Biegnij za nią, kup jej kwiaty, zrób kolację. Cokolwiek. Inaczej ją stracisz. Zraniłeś ją swoim porannym zachowaniem, a mówiąc, że zostałeś w programie DLA NIEJ wcale jej nie pomogłeś. Teraz czuje się winna, że przez nią jesteś smutny. Leon, jeśli masz jeszcze jakieś szare komórki, które nie zginęły pod wpływem żelu do włosów, to wymyślisz coś, żeby to naprawić - po tym wykładzie poszła do siebie.
Wiem, że Lu ma rację, ale co ja mogę teraz zrobić?? Już wiem!!! Ale znów potrzebuję pomocy chłopaków.

Trzy dni później
Violetta
Przez ostanie trzy dni prawie wcale nie rozmawiałam z Leonem. Fatalnie się przez to czuję. Rano gdy wstaję, jego już nie ma. Przez cały dzień siedzi zamknięty na poddaszu, a wieczorem, kiedy kładę się do łóżka, on już śpi. I na dodatek coraz częściej boli mnie brzuch. Nic nie mówiłam Leonowi, bo kiedy? Wczoraj byłam z Ludmi w szpitalu i lekarz mi powiedział, że to normalne i nie ma się czym przejmować. Jednak to mnie jakoś nie uspokoiło. A jeśli coś się dzieje mojemu maleństwu?! Potrzebuję wsparcia Leona, ale nie mogę na to liczyć. Zaczęłam się zastanawiać, czy ślub to dobry pomysł... Skoro kłócimy się o taką głupotę i przez to prawie ze sobą nie rozmawiamy, to co będzie później? Przebrałam się i poszłam do sklepu. Pół godziny później byłam z powrotem w domu. 
- Masz wyczucie - uśmiechnęła się Ludmi. - Zaraz ogłoszą, kto wygra program.
Moja ciekawość wzięła górę nad złością i usiadłam obok Ludmiły. Na ekranie zobaczyłam Camilę i Leona. Pomiędzy nimi stał Antonio z kopertą.
- Zwycięzcą pierwszego w historii Studio reality zostaje... Leon Verdas! Moje gratulacje!
Z jednej strony się cieszyłam, że wygrał, ale teraz wyjedzie na pół roku... Mimo, że nie rozmawiamy, zabolało mnie to. Jak ja bez niego wytrzymam? Koniec. Nie mogę myśleć o sobie! Teraz najważniejszy jest Leon.
- Mogę coś powiedzieć?
- Oczywiście Leonie.
- Bardzo się cieszę, że wygrałem. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom, ale najbardziej dziękuję mojej ukochanej Violettcie. Gdyby nie ona, nie byłoby mnie teraz tutaj. Dziękuję.
Poczułam łzy w oczach. Muszę z nim porozmawiać. Muszę. Godzinę później wszedł do domu, a ja rzuciłam mu się na szyję. Staliśmy tak dziesięć minut i żadne z nas nic nie mówiło. Brakowało mi tego, dotyku jego ręki na moim ciele. 
- Przepraszam - powiedzieliśmy jednocześnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i pocałowaliśmy się delikatnie, ale namiętnie. 
- Chodź. Muszę ci coś pokazać - uśmiechnął się do mnie tajemniczo i wziął mnie za rękę. Zaprowadził mnie na poddasze. - Zamknij oczy.
Zrobiłam o co poprosił. Weszliśmy do pokoju. Poczułam zapach nowych mebli i świeżej farby.
- Mogę już otworzyć?
- Tak.
Zaparło mi dech w piersi. 
- Leon... Tu jest cudownie!
- Cieszę się, że ci się podoba - uśmiechnął się szeroko.
- Ale skąd wiesz, że to będzie dziewczynka?
- Takie przeczucie... 
- A jeśli to chłopiec?
- To przemalujemy pokój na niebiesko. To nie problem - spojrzał mi w oczy. - Przepraszam za moje zachowanie.
- Ja też przepraszam. 
Przytuliłam się do niego i patrzyłam na pokój. Był wspaniały. Jednak musiałam zepsuć tę chwilę, bo jedno pytanie nie dawało mi spokoju.
- Leon... Kiedy wyjeżdżasz? - jego uśmiech momentalnie znikł z twarzy.
- W poniedziałek.
Poczułam łzy w oczach. Za dwa dni mamy ślub, a już w poniedziałek mamy się rozstać na pół roku?! Jak ja bez niego wytrzymam??
- Kocham cię Violu.
- Ja ciebie też Leon. Nawet nie wiesz jak bardzo...


********
Może być? :)
Rozdział 50 zbliża się wielkimi krokami i obiecuję, że będzie suuper długi ;)
I sporo się wydarzy :)
Dzisiaj finał wykreślanki.
Kto będzie opowiadał w 50 rozdziale? 
Viola czy Leon?
Do was należy decyzja :)

piątek, 13 września 2013

Rozdział 47

Ludmiła
W drzwiach zobaczyłam Tomasa. Nagle wszystko do mnie wróciło. Nasze wspólne chwile, noc podczas której zaszłam w ciążę, wspólne święta, moment w którym mnie uderzył. Wszystko spadło na mnie jak lawina. Ale tym razem wiem, jak się uratować.
- Tomas? Co ty tu robisz?
- Przyjechałem na ślub Violi i Leona. Nie mam gdzie spać i pomyślałem, że przenocuję u nich.
- Przykro mi, ale ja zajęłam pokój gościnny. Musisz jechać do hotelu - powiedziałam chłodno.
- No tak... Do zobaczenia - odwrócił się i poszedł.
Udało mi się! Rozprawiłam się z przeszłością! Dumna z siebie poszłam do kuchni zrobić herbatę. Resztę wieczoru przegadałam z Violą i Leonem. Mieliśmy sobie jeszcze wiele do opowiedzenia.

Tomas
Zameldowałem się w hotelu. Mogłem się domyślić, że Ludmiła przyjedzie na wesele najlepszej przyjaciółki. Wygląda lepiej niż zwykle. Mimo sporego już brzucha. Myślałem, ze usunie ciążę, żeby o mnie zapomnieć. Myliłem się... Zachowywała się, jakbyśmy się prawie nie znali. Rozumiem ją, ale strasznie za nią tęsknię. Planowałem wrócić do Buenos Aires na stałe, ale jeśli Ludmi zostaje, ja wyjadę. Ledwo żyłem bez niej, nie przeżyję widując ją codziennie ze świadomością, że wszystko między nami skończone. Wyjąłem nasze wspólne zdjęcia...






Brakuje mi tego, ale nie mogę cofnąć czasu. A na pewno nie mogę wtrącać się w jej życie. Ja dla niej już nie istnieję i może to lepiej. 

Następnego dnia
Lara
Z samego rana poszłam z Diego do Leonetty. Mieliśmy pomóc Violi zająć się Leonem. Podobno dostał gorączki. Ja jakoś nie wierzę... Wydaje mi się, że chce zostać zdyskwalifikowany z programu. Byliśmy już pod ich domem, gdy Diego zaatakowały Vilu i Leoś. One go nie lubią, nie wiem dlaczego.
- Wynocha mi stąd! No już! Chcecie sobie poszczekać?! - krzyczał, a ja się śmiałam. - No ok! HAU HAU HAU!!! Od razu ogony podkuliłyście. HAU HAU!!!
- Diego! Nie szczekaj na moje psy! - krzyknęła przez okno Violetta.
- Ale to one zaczęły!
- Diego!
- No dobra, dobra.
Weszliśmy do środka. Ludmi jeszcze spała, a Viola zeszła do nas.
- To co z twoim Leosiem? Grypa? - zapytał mój narzeczony.
- Nie mam pojęcia! Ma gorączkę, ale nic poza tym. Może coś mu zaszkodziło? - była bardzo zmartwiona.
- Na przykład reality - powiedziałam.
- Myślisz, że mógłby...
- Tak - odpowiedziałam razem z Diego.
- Uduszę go... I nawet wiem jak...

Violetta
Lara ma rację. On może udawać... Poszłam na górę. 
- Jak się czujesz kochanie?
- Odkąd weszłaś do pokoju, trochę lepiej - zakaszlał. On gra!
- Masz tu herbatkę i zmierz sobie jeszcze raz temperaturę - wepchnęłam mu termometr do buzi. - Ja idę na chwile na dół. Zaraz przyjdę.
- Dobrze skarbie - powiedział z przyrządem w ustach.
Wyszłam na korytarz i poczekałam dwie minuty. Po tym czasie weszłam znów do pokoju.
- I jak?
- 39,8.
- Pokaż - wzięłam od niego termometr. Faktycznie tyle pokazywał. Spojrzałam na Leona i powąchałam termometr, Leon momentalnie zbladł. - Leoś, dlaczego pachnie jagodami?
- Bo... Piłem... herbatę...
-Z termometrem w buzi?
- No bo... A... ja... To jest... Violuś przepraszam...
- Leon, czy zdajesz sobie sprawę, że okłamałeś mnie tylko dlatego, że nie chcesz wygrać? Jeśli tak ma dalej być, to może lepiej zrezygnuj z tego programu. - byłam zła, ale i tak bardziej smutna i rozczarowana. Nie spodziewałam się tego po Leonie.
- Voiluś...
- Nie Leon. Decyzja należy do ciebie. Nie będę cię już do niczego nakłaniała - powiedziałam i poszłam do Ludmiły.
Leon poszedł z Lara i Diego do szkoły. Ciekawe co postanowił... Mimo wszystko mam nadzieję, że nie zrezygnuje. Przez następne trzy godziny rozmawiałam z Ludmi. Poszłyśmy do sklepu i byłyśmy w trakcie robienia obiadu, gdy do domu wszedł Leon ze smutną miną.
- Co się stało?
- Violetto...


*****
Może być? Jakoś nie mam pomysłów na tego bloga ;p
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale to był cięężki tydzień i następny będzie taki sam ;p
Kolejny rozdział postaram się dodać jutro, ale nie obiecuję
Jeszcze dwie informacje:
1. Poprzedni rozdział powinien mieć numer 46, zaraz to poprawię.
2. Dziękuję za ponad 8800 wejść ;*
Jesteście najwspanialsze!!! <3